Jest źle, ale na poprawę się nie zanosi. Szkolnictwo zawodowe, takich prawdziwych szkół to już dawno nie ma. Kiedyś do prac elektrycznych nikt nie wyobrażał sobie, że adept nie ma minimum zawodowego. Elektryka w związku z rozwojem technik staje się zawodem wymagającym ciągłej nauki. W wielu dziedzinach potrzebni są dobrze wyuczeni fachowcy i to z praktyką, skąd ich brać?
W wielu przypadkach elektrykowi proponują zapłatę mniejszą jak pomocnikowi murarza.
Ranga zawodu upadła. Na budowach instalacje robi kto chce, byle taniej, co nie zawsze wychodzi na dobre inwestorowi, ale dowiaduje się po czasie.
Teraz:
Połowa Polaków to "elektrycy", druga połowa "lekarze", a trzeciej połowy nie ma.
Wszyscy grzebią sami pomiędzy drutami. Statystyki pokazują, najwięcej wypadków jest w domach 30%, gdy na budowach około 4 %.
http://www.sep.krakow.pl/nbiuletyn/nr52ar2.pdf
Będzie więcej wypadków i ciekawych fotek na forum z cyklu "tak nie rób".
Świadectwa Kwalifikacyjne to żarty z pogrzebu.
Rozmowa w firmie, pani dyrektor mówię: ten konserwator nie ma ani prawa, ani wiedzy zajmować się elektryką bo nie ma pojęcia i może być groźny, właśnie poprawiam po nim - faza na bolcu w pralni, gdzie jego żona pracuje. To poślę jego na kurs i zrobi uprawnienia. Ona się obroni, będzie miała "fachowca", którego wskaże w razie wypadku prokuratorowi.
A ja durny dalej się uczę (to już 60 lat) choć na emeryturze od kilkunastu lat.
Nawet tu na tym portalu pojawiają się oferty zrobienia kursu kilkunastominutowego z wydaniem papierów nominujących adepta na mojego kolegę po fachu.
Komu ci prawdziwi elektrycy są potrzebni?
STANCA